Latem była zima, to teraz, zimą mamy lato, jak słusznie zauważyła Tosia. I rzeczywiście, pogoda bardziej przypominała początek marca a nie stycznia i gdyby nie dzwoniące w uszach salwy fajerwerków minionej nocy, trudno było uwierzyć, że to pierwszy dzień Nowego, miejmy nadzieję lepszego, Roku.
Niektórzy uczestnicy spotkania przybyli dzielnie niemalże wprost z sylwestrowych balów i mocno dbali o to, aby euforyczny stan ich przedwcześnie nie opuścił (hi Mario 😉 ).
W samo południe łąka na posesji Przemka zapełniła się samochodami z charakterystycznymi naklejkami na maskach. Tylu nurasów z rodzinami, zgromadzonych w jednym miejscu, jeszcze Piachy nie widziały.
Część przybyłych zajęła się klarowaniem szpeju, część ubieraniem przeznaczonych do utopienia choinek, a jeszcze inni pieczeniem kiełbasek i dbaniem o utrzymanie karnawałowego nastroju. A to wszystko pod czujnym okiem gościnnego Gospodarza, który za pomocą megafonu przemawiał i instruował przybyłych.
Gdy już się wszyscy sklarowali i weszli do wody nastąpił moment przypominający wypłynięcie Titanica w podróż na nowy kontynent. Lodołamacz ruszył majestatycznie na spotkanie morskiej przygody, dzieciaczki na pokładzie machały radośnie, machali siedzący w wodzie nurkowie (niektórzy machali nawet ubranymi choinkami) a na brzegu tłum robił zdjęcia, kręcił filmy i odmachiwał. Potem nurkowie się zanurzyli, a na powierzchni zostały po nich tylko bąble i dryfujące choinkowe bombki. Został też lodołamacz, z pokładu którego dzieci podglądały podwodne harce starszych specjalnym teleskopem. A starsi po ustawieniu pod wodą choinek przećwiczyli sytuację Out Of Champagne, czy też Out Of Russkoje Igristoje, w zależności od federacji.
Lodołamacz wykonał jeszcze jeden kurs opływając jezioro, a na koniec Przemek na własnych plecach przenosił uradowane dzieci z pokładu na brzeg i o mały włos przeniósłby również stukilowego DIRa, gdyby go Mario z Rafałem w porę nie odciągnęli.
Po zakończonych nurkowaniach i rejsach wszyscy zebrali się wokół ogniska, gdzie w radosnej atmosferze gawędzili, od czasu do czasu robiąc padnij, na głos salwy z desantowej rakietnicy sygnalizacyjnej, obsługiwanej przez Bartka i Darka. Jednak pomimo ich szczerych wysiłków żaden spadochroniarz na działkę nie spadł.
Organizacja a przede wszystkim zaangażowanie wszystkich osób, które przyczyniły się do zmontowania noworocznego spotkania zasługują na uznanie i podziękowania.
Piaseczyńskie wiewiórki szepczą, że organizatorzy mają jeszcze wiele pomysłów i zapału, więc nadchodzący sezon nad jeziorem Piaseczno zapowiada się naprawdę ciekawie
DIRobert